sobota, 23 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 4.

EMILY.
- Justin? - bardziej zapytałam.
- Hym? - mruknął szatyn i podniósł na mnie swój wzrok.
- Pójdziesz ze mną do Matta? No wiesz, muszę upewnić się, że na pewno nie zrobił nic głupiego, bo nie był w zbyt dobrym stanie. - tak, martwię się o tego idiotę. Jest moim przyjacielem, to chyba normalne, że przyjaciel to równocześnie bardzo ważna osoba w moim życiu. Tak bardzo chciałabym z kimś porozmawiać o tym wszystkim, ale nie mam z kim. Nie mam osoby, której mogłabym się zwierzyć. Moim jedynym przyjacielem jest Matt, ale chyba nie porozmawiam o nim, z nim samym. Jakaś przyjaciółka? Nie ma kogoś takiego. Zostawiła mnie, odwróciła się ode mnie, tak po prostu,ale to dłuższa historia i nie mam ochoty na razie jej opowiadać. 

- Jasne, kicia. - odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie Justin, puścił mi oczko i udaliśmy się do wyjścia. W przedpokoju wsunęłam nogi w trampki, a na ramiona narzuciłam lekką kurtkę. W pośpiechu napisałam na małej karteczce wiadomość do taty, tak w razie czego, żeby się nie martwił. ''Tato, nie przejmuj się, wychodzę do Matta, wrócę wieczorem. Buziaki. Emily xx''
- To idziemy? zapytał brązowooki, na co przytaknęłam poprzez skinienie głowy. Zakluczyłam drzwi od mieszkania i wrzuciłam klucze do kieszeni, po czym Jus splątał nasze palce razem i ruszyliśmy przed siebie. Zdziwił mnie jego gest, ale nie mówię, że mi się nie podobał. Od jego skóry biło przyjemne ciepło. Czułam jego bliskość, to, że jest przy mnie i mnie wspiera, tu i teraz, kiedy tego potrzebuję. 

- Justin? - odważyłam się przerwać ciszę panującą między nami.
- O co chodzi, słonko?
- Skąd znasz Matta? - powiedziałam na jednym tchu i przygryzłam wnętrze policzka. Szczerze mówiąc to trochę bałam się usłyszeć odpowiedź. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać.
- Kumpel ze szkoły. - wzruszył ramionami i wbił wzrok w chodnik.
- Nie przypominam sobie, żebyś chodził do mojej szkoły. - uśmiechnęłam się blado.
- A może dlatego, że ty jesteś dopiero w drugiej klasie, a ja już dawno skończyłem szkołe, hym? - pogładził kciukiem wierzch mojej dłoni, a ja w myślach skarciłam się za moje głupie pytania. No tak, przecież on ma dwadzieścia lat.
***
- Poczekaj tutaj, bo na pewno nie ucieszyłby go twój widok. - mruknęłam, na co Justin przytaknął i przekroczyłam furtkę, a po chwili dotarłam do drzwi. Zapukałam lekko, ale tak, jak myślałam, nikt nie otworzył,  więc postanowiłam wejść do środka. Na parterze było pusto. Weszłam na piętro, do pokoju Matta. Nie zastałam go tam, ale w łazience paliło się światło. Oznaczało to tylko jedno-ktoś musi tam być. Nie wierzę w to, co robię, ale nacisnęłam lekko klamkę od drzwi i powoli weszłam do pomieszczenia. Matt zwinięty w kłebek wpatrywał się tempo w jeden punkt na ścianie. Nie zareagował na moją obecność. Obok niego stała na kafelkowej podłodze pusta butelka po whisky. Jest pijany, to na pewno. Nie mogę przewidzieć, jak się będzie dalej zachowywał...
- Matt... - zaczęłam powoli. - Wiem, że jesteś zły, ale możemy porozmawiać? - nie odpowiedział. W łazience panowała niezręczna cisza, którą przerywały nasze oddechy. Podeszłam bliżej i ukucnęłam na ziemi obok niego. To był mój największy błąd, jaki mogłam popełnić. Chłopak chwycił za moje nadgarstki i spojrzał mi prosto w oczy. Jego tęczówki były nienaturalnie ciemne, a źrenice powiększone. Moje serce stanęło na chwilę, a zaraz potem zaczęło bić ze zdwojonym tempem.
- Co ty wyprawisz?! To boli, puść mnie ! - próbowałam się wyszarpać, ale był silniejszy.
- Ma boleć szmato ! Masz zobaczyć, jak to bolało, kiedy widziałem cię z Bieberem! - nie wierzę. On nazwał mnie szmatą...
- Matt, no błagam, uspokój się! - chłopak coraz mocniej zaciskał swoje silne dłonie na moich nadgarstkach, a one strasznie piekły. Z moich oczu powoli zaczęły wypływać łzy, które gromadziły się litrami, od kiedy tu przyszłam. - Co mam zrobić, żebyś mnie wypuścił? - byłam zdesperowana. Musiałam o to zapytać. Niebieskooki popchnął moje ciało tak, że zderzyłam się z podłogą, a on usiadł na mnie okrakiem.
- Przynieś mi działkę. Jedną, cholern działkę, suko!
- Nie zrobię tego Matt. Narkotyki nie są rozwiązaniem na problemy. - starałam się, żeby mój głos był w miarę stanowczy, ale słabo to wychodziło.
- Masz robić to, co ci każę! - mówiąc to uniósł rękę, a już po chwili zderzyła się ona z moim policzkiem. Przymknęłam powieki, a gdy je podniosłam zobaczyłam rozwścieczony wzrok mojego ''przyjaciela''. To zabolało, bardzo. Nie tyle fizycznie, co psychicznie. Nagle Matt zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyji i błądził rękoma po mojej nagiej skórze pod koszulką, przez co pisnęłam. Nie chciałam tego. Krzyczałam, płakałam, błagałam, ale to nic nie dawało. Matt stawał się coraz bardziej agresywny. Nie poznawałam go. Jak to możliwe, że z troskliwego, kochanego i opiekuńczego chłopaka przemienił się w potwora, który chce mnie zgwałcić? A jeszcze kilka godzin temu wyznawał mi miłość, mówił, jak bardzo mnie kocha i jak ważna dla niego jestem. W myślach tylko modliłam się, żeby ta męczarnia się już skończyła. Tym razem blondyn zerwał ze mnie bluzkę, a jego głodny wzrok ''pożerał'' moje piersi osłonięte jedynie koronkowym stanikiem.
- Matt, proszę cię, nie rób tego! Będziesz tego żałował do końca życia! A tak jeszcze wszystko możemy naprawić, razem... - nie posłuchał mnie.Wsunął rękę pod moje plecy i zwinnym ruchem pozbył mnie stanika. To już koniec. Teraz na pewno nikt go nie powstrzyma. To nie tak chciałam przeżyć swój pierwszy raz.. Na pewno nie przez gwałt własnego przyjaciela.- Ty jesteś potworem! Całkiem niedawno wyznawałeś mi miłość, a teraz co?! Bijesz mnie, wyzywasz, poniżasz no i próbujesz zgwałcić, kurwa! Jesteś pojebanym chujem! Nienawidzę cię! - i tak nie mam już nic do stracenia, bo co mi zrobi? Zabije mnie? Nie sądzę, a najwyżej.. Ale te słowa chyba coś dały... On wstał, podniósł mnie do pozycji siedzącej, spojrzał mi w oczy i pocałował w czoło. Taka nagła odmiana? Powrócił normalny kolor jego oczu i rozmiar źrenic.
- Na prawdę tak o mnie myślisz? Jestem dla ciebie potworem? - w międzyczasie, kiedy to mówił, ubrałam swój stanik i rozerwaną bluzkę.
- A nie? - prychnęłam z ronią i kpiną. - Kurwa, ty jesteś na prawdę pojebany! - wyrzuciłam ręce w powietrze. On chyba jest nienormalny. Może myśli, że rzucę mu się w ramiona, powiem, że go kocham i podziękuję za to, że mnie nie zgwałcił łaskawie? No chyba się myli...- Matt, ty mi się dziwisz? Ja się ciebie boję. - po moich policzkach znowu poleciały łzy i pociągnęłam nosem. Myślałam, że za chwilę znowu dostanie jakiegoś napadu szału i mnie pobije, ale na szczęście tak się nie stało.
- Kicia, przepraszam. Ja nie chcę żebyś się mnie bała. Kocham cię. - spóścił głowę w dół. Widać było, że wstydzi się tego, co zrobił, ale czasu nie cofnie.
- Doprawdy? Już nie szmata i suka tylko kicia? - prychnęłam. - Bijesz osobę, którą kochasz? Wyżywasz się na niej? Tak według ciebie powinna wyglądać miłość? - założyłam ręcę na piersi i próbowałam bardziej zakryć nagie ciało rozerwaną bluzką.
- Przecież wiesz, że nic bym ci nie zrobił.
- No właśnie tego nie jestem pewna, Matt. - pokiwałam ze smutkiem głową.
- To wszystko przez narkotyki. Te jebane narkotyki, które niszczą całe życie. - przetarł twarz dłońmi i ukucnął obok mnie.
- Właśnie, narkotyki. Dopóki nie przestaniesz ćpać, nie chcę cię znać. Zrywam z tobą wszelkie kontakty. Nie potrzebuję takiego przyjaciela, który sprawia, że cierpię. - mówiłam to ze łzami w oczach. Tylko się powstrzymywałam, żeby nie wybuchnąć płaczem. Chciałam mu pokazać, że jestem silna, pomimo tego, iż tak na prawdę nie jestem. Jestem słaba jak mała dziewczynka, która zgubiła rodziców.
- Emi, nie możesz mnie tak zostawić, bez ciebie sobie nie poradzę i wrócę do ćpania.
- Ale ja bez ciebie poradzę sobie świetnie! Powoli wstałam z podłogi i przy chwili nieuwagi blondyna, jak najszybciej wybiegłam z jego domu, po czym wpadłam w ramiona zdezorientowanego Justina.
- Ej, słońce, co się stało? - spytał szatyn z troską w głosie.
- Nic, po prostu chodźmy już stąd. - pociągnęłam nosem i mocniej wtuliłam się w tors chłopaka.
- Ten skurwiel coś ci zrobił, tak? - uniósł lekko moją brodę tak, żebym spojrzała mu prosto w oczy. Ja spóściłam wzrok i wbiłam go w swoje buty. - Nie daruję mu tego. - wycedził przez zęby i z zaciśniętymi pięściami ruszył wstrpnę wejścia do domu Matta. Energicznie pchnął drzwi, które pod wpływem jego siły otworzyły się i wparował do domu mojego "przyjaciela". A ja? Cóż, stałam tam pogrążona w myślach i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że Justin może Matta nawet zabić...Czym prędzej pobiegłam Za szatynem. To, co zobaczyłam było  straszne Matt leżał na ziemi, a Justin zadawał mu coraz mocniejsze ciosy.
- Proszę, zostaw go. - położyłam dłoń na ramieniu brązowookiego i odciągnęłam go od krwawiącego blondyna.
JUSTIN.
Czekałem ze zniecierpliwieniem aż wróci Emily, ale nie mogłem się tego doczekać. W końcu, kiedy ją zobaczyłem, aż poczułem lekkie ukłucie w okolicach miejsca, w którym powinno być serce. Ona wyglądała tak bezbronnie. Wtuliła się we mnie swoim drobnym ciałkiem. Była cała zapłakana, a ja nie mogłem patrzeć na jej łzy. Wiedziałem, że płacze przez tego chuja. Nie daruję mu tego. Wbiegłem czym prędzej do domu Matta, odnalazłem go wzrokiem i rzuciłem się na niego. Zacząłem okładać go pięściami, gdzie popadło. Złość wzięła nade mną kontrolę. Nie wiem dlaczego aż tak zareagowałem na to, że skrzywdził Emi. Przecież ta dziewczyna jest mi prawie obcą osobą, a jednak poczułem chęć zemsty na tym idiocie, chęć wyrównania rachunków...
***
Gdyby Emily mnie nie powstrzymała, już dawno rozszarpałbym tego  gnojka na strzępy. Co się ze mną dzieje? Od kiedy obchodzą mnie losy jakiejś laski? Kurwa, ja chyba wariuję...
*~*~*~*
Kochani, na wstępie Was tak ogromnieee PRZEPRASZAM. Wiem, że strasznie długo nie dodawałam rozdziału, ale są tego powody. Jak wiecie, mamy jeszcze wakacje, jest mało czasu, żeby siedzieć i zamulać przed komputerem... Mam nadzieję, że mi wybaczycie te niekompetencję z mojej strony i skomentujecie post :) Kocham Was, do następnego ! ;*

poniedziałek, 21 lipca 2014

Uwaga.

Hej Kochani :) Chcę Was poinformować, że wyjeżdżam i nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Jeśli nie będę miała problemów z dostępem do internetu, to dodam rozdział do piątku, ale jeśli będę je miała to niestety opublikuję czwóreczkę dopiero w przyszłym tygodniu :) No to do następnego :* !

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 3.

Rozdział nie jest sprawdzony, przepraszam za błędy )

EMILY.
Podniosłam powoli swoje powieki i to, co zobaczyłam, zdziwiło mnie. Dla pewności przetarłam ręką oczy, ale nie miałam zwidów. Obok mojego łóżka siedział Justin, trzymający bukiet róż, z przyklejonym wielkim uśmiechem na twarzy, a na szafce nocnej była postawiona taca z naleśnikami i nutellą. Jak on się tu dostał? 

- Jak się spało, księżniczko? - podniosłam się do pozycji siedzącej i poprawiłam swoją koszulkę, a chłopak musnął mój policzek swoimi malinowymi ustami. To było takie słodkie... Ugh Emily, idiotko, otrząśnij się, to nie jest chłopak dla ciebie, pamiętaj o tym. - skarciła mnie moja podświadomość.
- Dobrze, ale co ty tu robisz? - byłam zaskoczona i zdziwiona, dlatego moja mina musiała być przekomiczna bo z ust szatyna wyleciał cichy chichot.
- Miałaś otwarty balkon, skarbie, więc skorzystałem z okazji, a dlatego, że tak słodko spałaś to nie budziłem cię i zrobiłem śniadanko. Mam nadzieję, że lubisz naleśniki? - uśmiechnął się szeroko, tym samym ukazując swoje bialutkie zęby i zaczął śmiesznie poruszać brwiami.
- Kocham, a co z moim tatą? Błagam, powiedz, że cię nie widział. - przeczesałam swoje długie włosy ręką i odrzuciłam je do tyłu.
- Nie martw się, nie było nikogo oprócz ciebie w domu. - ulżyło mi. Miałabym piekło, gdyby tata zobaczył jakiegokolwiek chłopaka w moim pokoju, a co dopiero dwudziestolatka, którego poznałam kilkanaście godzin wcześniej?
- To już lepiej jedz, bo zaraz ostygną. - puścił do mnie oczko i wskazał na naleśniki, które już po chwili zaczęłam konsumować. To było miłe z jego strony. Po zjedzonym śniadaniu zsunęłam się powoli z łóżka, a na twarzy Justina od razu zagościł przeogromny uśmiech. Na początku nie rozumiałam, o co mu chodzi, ale po chwili skapnęłam się, że stoję przed nim w koronkowej bieliźnie i luźnej koszulce, ledwo zakrywającej moją pupę. Szybko chwyciłam do ręki kołdrę i chciałam się nią owinąć, ale szatyn mi na to nie pozwolił.
- Nie zakrywaj się, jesteś piękna kochanie. - szepnął, gładząc kciukiem mój policzek i złożył krótki pocałunek na moim czole. Serce biło mi jak szalone. Przez całe moje ciało przechodziły nagłe fale gorąca. Zaczęło się od zwykłego buziaka w czoło, lecz po chwili Justin przyciągnął mnie do siebie i zaczął muskać moje wargi. Wplątałam jedną rękę w jego idealnie ułożone włosy, a drugą położyłam na karku chłopaka. Rozchyliłam lekko usta, a po chwili nasze języki tańczyły w namiętnym pocałunku. Ja chyba oszalałam. Z chęcią odwzajemniałam jego pocałunki. Jest mi tak dobrze. To było coś innego niż z Mattem. Chłopak pchnął delikatnie moje ciało na łóżko i zawisł nade mną. Oderwał się od moich ust i przeniósł pocałunki na szyję. Muskał ją z oddaniem i uczuciem. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by było, gdyby mój tata w tym momencie mnie zobaczył. Wygląda to dość dwuznacznie. Nasze oddechy były przyspieszone i ciężkie. Justin oparł się po jednej stronie mojej głowy na łokciu, a drugą ręką gładził mój bok. W tym momencie drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a w ich progu stanął ... Matt. Szybko zrzuciłam z siebie Justina i stanęłam na równe nogi.
- Matt przepraszam, to nie tak, jak myślisz. - nie dane mi było jednak dokończyć, ponieważ Matthew mi przerwał.
- Kurwa, Bieber, zabiję cię ty chuju ! - tak wściekłego Matta to ja jeszcze nie widziałam. Nigdy. I nie chcę więcej go takiego widzieć.
- Hah, Matt, stary, co ty tutaj robisz? - zapytał rozweselony Justin i stanął za mną, oplątując ramiona wokół mojej talii.
- O to ja raczej powinienem zapytać ciebie. Kurwa, co ty tu robisz i w dodatku z Emi?! - ze złością wyrzucił ręce w powietrze, a Justina najwyraźniej śmieszyła jego złość bo chichotał ledwieusłyszalnie.
- Matt, proszę cię, uspokój się. Ja... boję się ciebie. - te drugą część już wyszeptałam i wtuliłam się w umięśnione ciało Justina. Chłopak pogładził moją dolną partie pleców i dodał mi tym otuchy.
- Emi, błagam, nie bój się mnie skarbie. - posmutniał nagle i zbliżył się do mnie, ale ja mocniej zacisnęłam ręce na koszulce Jusa.
- Nic ci nie zrobię. Przecież wiesz, że cię kocham. - mówiąc to, patrzył mi prosto w oczy.
- Matt, my jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-  Czyli wolisz jego, tak? - wskazał na szatyna i prychnął ironicznie. Stawał się znowu coraz bardziej agresywny. - Tylko nie przychodź do mnie, jak cię zrani. Wyrucha i zostawi z brzuchem, a wtedy kurwa wrócisz na kolanach do mnie. - co on miał na myśli? Justin taki nie jest, ale co ja wygaduję? Przecież ja go nawet nie znam.
- Dopóki się nie uspokoisz, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. A teraz wyjdź. - osiemnastolatek wyszedł, ale przed tym krzyknął : - To jeszcze nie koniec Bieber! Nie pozwolę ci jej zranić. Ona jest moja ! - co on sobie myśli? Nie jestem kurwa niczyją własnością.
***
- Skąd go znasz, kicia? - zapytał Justin, patrząc mi prosto w oczy.
- To mój przyjaciel, ale relacje między nami ostatnimi czasy skomplikowały się. Matt czuje do mnie coś więcej, on mnie... kocha? Hmm, to wszystko jest strasznie trudne. Po tym, co dzisiaj zrobił, ja się go po prostu boję. - ostatnie zdanie wyszeptałam i rozpłakałam się jak dziecko.
- Nie płacz, kotek. - szatyn pocałował mnie w czoło i odgarnął moje włosy do tyłu, a ja wtuliłam twarz w jego tors, tym samym mocząc mu koszulkę.  - Wszystko będzie dobrze.
- Justin, dziękuje ci.
- Za co? - zapytał lekko zdziwiony.
- Po prostu za to, że jesteś. - spojrzałam mu w oczy i posłałam nieśmiały uśmiech.
MATT.
Postanowiłem, że zrobię E,i niespodziankę i ją odwiedzę. Przy okazji chcę z nią również porozmawiać o nas. Wiem, że nie ma jeszcze żadnych ''nas'', ale ja ją kocham, kurewsko mocno. Chciałbym zasypiać i budzić się przy tej kruszynie, chociaż wiem, że na razie jest to niemożliwe bo Emily jest za młoda, ale w przyszłości... Powolnym krokiem podążałem ku domowi Em. Droga ta jest dla mnie bardzo dobrze znana. Często u niej bywałem i tędy przechodziłem. Gdy znalazłem się już pod drzwiami, zapukałem, ale nikt nie otwierał. Z racji tego, że drzwi były otwarte, wszedłem do środka. Rozejrzałem się po dole, ale nikogo nie było, więc wszedłem schodami na górę. Kiedy podszedłem do drzwi mojej wybranki, nacisnąłem delikatnie na klamkę, a to, co zobaczyłem we wnętrzu pokoju mną wstrząsnęło. Moja księżniczka obściskująca się z kim? Z Bieberem we własnej osobie. Zapewne zapytacie skąd go znam. Byliśmy kiedyś ''kolegami od ćpania''. Należałem do ich ''paczki'', ale ja z tym skończyłem, a oni w przeciwieństwie do mnie nadal siedzą w tym gównie. Co ta dziewczyna najlepszego robi ze swoim życiem? Justin jest najmniej odpowiednią osobą, z którą powinna się zadawać. On traktuje dziewczyny jak zabawki. Bawi się ich uczuciami, a Emi jest bardzo wrażliwą osobą i cierpiałaby po tym, jakby ją najzwyczajniej w świecie wykorzystał do wiadomo czego, i odszedł. Przez widok ich razem, wpadłem w szał no i powiedziałem trochę za dużo. A wiecie, co jest w tym najgorsze? To, że osoba, którą kocham się mnie boi, a czuje się bezpiecznie w  ramionach tego dupka, Biebera. Nie mogę się z tym pogodzić. To boli, bardzo. Czym prędzej wybiegłem z domu nastolatki i poszedłem tam, gdzie niegdyś czułem się lepiej, po to, co mi pomagało. Udałem się do starych baraków. W środku jak zawsze siedział Chris.

- Siema. - mruknąłem na przywitanie.
- No proszę, proszę, kogo ja tu widzę? - zaśmiał się i klasnął w dłonie. - Co cię sprowadza na stare śmieci?
- Jedna działka, tylko jedna. Czegokolwiek. Sprzedaj mi ją, zapłacę ile tylko chcesz.
- A skąd ta nagła zmiana? Przecież przestałeś ćpać? - przymrużył oczy i w dalszym ciągu mi się przyglądał. - Chcesz znowu do tego wrócić i zmarnować swoje życie? - Chris jestuparty, dlatego nie chciał sprzedać mi narkotyków, a poza tym wiedział, jak długo wychodziłem z nałogu. Narkotyki nie są dobrym rozwiązaniem na problemy, ale pomagają w złych chwilach, a ta jest najgorsza. Zobaczyć osobę, która jest dla ciebie całym światem w objęciach Biebsa.
***
Po długich namowach, Chris dał to, o co prosiłem, więc udałem się do swojego domu. Usiadłem na kafelkowej podłodze w łazience, wysypałem na swoją dłoń biały proszek i wciągnąłem go szybko. Od razu poczułem, jak moje mięśnie rozluźniają się, a ciało relaksuje. Zaczśąłem zapominać o tym wszystkim. To jest taki cudowny stan. Chwile było tak cudownie, ale znowu zaczął nawracać ból psychiczny. Już nie wystarczały narkotyki. Wstałem i poszedłem do kuchni. W jednej z szafek było kilka puszek piw i butelka whisky. Wlałem te wszystkie alkohole w swoje gardło, aż moje powieki zaczęły robić się ciężkie i usnąłem.
~*~*~*~*
Hej miśki <3 Prepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału, alee
1. Muszę chodzić na rehabilitacje bo mam chory kręgosłup, przez co nie mam za dużo czasu.
2. Zmarła niedawno moja babcia i jakoś nie miałam ochoty pisać :(
3. Przyjechała moja rodzina z zagranicy i chciałam spędzić z nią trochę czasu bo nie widujemy się za często :c
Ale już jestem i postaram się na bierząco pisać :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
PAMIĘTAJCIE, ŻE WASZE KOMENTARZE MOTYWUJĄ MNIE DO DALSZEGO PISANIA :))

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 2.

EMILY.
- Hej. - mruknęłam nieśmiało i przygryzłam wnętrze policzka. - To o czym chcesz ze mną porozmawiać? - zapytałam pomimo tego, że dobrze wiedziałam, w jakim celu się spotkaliśmy.

- Chyba musimy pogadać o tym, do czego doszło pomiędzy nami wczorajszego wieczoru. - wzrok Matta w dalszym ciągu był wryty w jego buta, którym kopał niewielki kamyszek. - Emi, czy... dla ciebie to coś znaczyło? - w jego głosie można było wyczuć pewnego rodzaju niepewność, że być może zostanie teraz przeze mnie odrzucony, cokolwiek. Zadając to pytanie zdecydował spojrzeć mi prosto w oczy. Jego niebieskie niczym ocean tęczówki, wpatrywały się prosto w moje. Widać w nich było iskierki... nadzieji? Spojrzenie Matta było hipnotyzujące. Mogłabym się tak mu przyglądać godzinami. ''Ugh, Emi, idiotko, zejdź na ziemię.'' Skarciłam sama siebie w myślach.
- Nie wiem Matt. Co prawda nie mogę o tym zapomnieć, ale - w tym momencie chłopak mi przerwał.
- To zapytam inaczej. Jaka byłaby twoja reakcja, gdyby zrobił to jeszcze raz? - uśmiechnął się lekko, zmniejszył odległość między nami, przez co moje serce przyśpieszyło, przyciągnął mnie delikatnie do siebie i musnął lekko moje wargi. Nie protestowałam, wręcz przeciwnie. Podobało mi się to, dlatego nie przerywałam. Po chwili niebieskooki pogłębił pocałunek. Lekko odchyliłam usta i wpuściłam jego język do środka. Ten pocałunek był niczym taniec, którego kroki i rytm znaliśmy tylko my dwoje. Ta chwila dla mnie mogłaby trwać wiecznie, ale musiałam to przerwać. Nie mogę robić mu nadzieji. Nie chcę go ranić. Jest dla mnie bardzo ważny, nie chcę, żeby cierpiał.
- Przepraszam Matt, ale nie możemy tak dalej. - ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej i lekko odepchnęłam od siebie ciało chłopaka.
- Dlaczego? - posmutniał nagle. - Nie podobało ci się? - jego oczy straciły blask, kąciki ust opadły, a ja wiedziałam, że sprawiam mu ogromny ból.
- Podobało mi się i to bardzo, jednak jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie chcę, żeby relacje pomiędzy nami się popsuły.
- Emily, chciałem ci to powiedzieć już od dawna, ale nie wiedziałem, jak się do tego zabrać, a teraz jest odpowiedni moment. Kocham cię. Pokochałem cię od momentu, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, a nasz wczorajszy pocałunek upewnił mnie w moich uczuciach. Zroumiem, jeśli nie czujesz tego samego lecz nie poddam się. Będę walczył, aż zdobędę twe serce.
- Przepraszam Matt. - ostatni raz musnęłam rozgrzaną skórę na twarzy chłopaka i odbiegłam w przeciwnym kierunku. Teraz w mojej głowie jest jeszcze większy mętlik, niż ten wczorajszego wieczoru. Nie wiem, co czuję. Matt jest kochany, ale to tylko przyjaciel. Tak, przyjaciel. Z resztą mój tata nawet nie zaakceptowałby tego związku, a w dodatku Matt jest ode mnie starszy i to też by mu przeszkadzało. Muszę to wszystko przemyśleć, a najlepiej mi się myśli na spacerze. Podążałam szybkim krokiem, ciągle przed siebie. Z tego, co zdąrzyłam zauważyć, ta okolica nie należy to najbezpieczniejszych. Na ławkach siedzą grupki chłopaków palących skręty lub pijących alkohol. Nie wyglądają na przyjaznych... Trochę boję się obok nich przechodzić, ale chyba nie mam innego wyboru. Przełamałam lęk i ruszyłam prosto przed siebie. Nagle poczułam ucisk na lewym ramieniu. Moje ciało sparaliżował strach. Niepewnie obróciłam głowę i moim oczom ukazał się jakiś mężczyzna, około dwudziestuparu lat. Szarpnął mnie w stronę muru i przycisnął mnie do niego.
- Puść mnie, proszę !- zaczęłam krzyczeć, ale zatkał mi usta ręką. Starałam się wyszarpać, lecz był silniejszy. Naparł swoim ciałem na moje mocniej i włożył jedną ręką pod moją bluzkę, drugą natomiast skurczowo trzymał moje nadgarstki.
- Nie mów, że ci się nie podoba. - wyszeptał swoim obleśnym głosem wprost do mojego ucha i przygryzł jego płatek. Pod moimi powiekami zebrały się litry łez, ale nie pozwoliłam im wypłynąć.
- Błagam zostaw mnie. - mówiłam ostatkami sił. Nadal nic nie skutkowało.
- Zostaw ją w spokoju albo pożałujesz. - powiedział ze stoickim spokojem, ale zaciśniętą szczęką i pięściami, szatyn, przystojny, około 20 lat.
- Bo co mi zrobisz gówniarzu? - mężczyzna puścił mnie i podszedł bliżej mojego wybawiciela. Ja stałam tam, ponieważ byłam tak przerażona, że nie byłam w stanie wykonać żadnego, nawet najmniejszego ruchu. Brązowooki uderzył mężczyznę z pięści w szczękę i zadał jeszcze kilka innych cioców. Zaraz po tym, facet, który się do mnie dobierał, uciekł.
- Nic ci się nie stało? - zapytał szatyn z troską w głosie, ocierając krew ze swojego nosa.
- Nie. - odparłam cicho i pociągnęłam nosem. - Dziękuje za pomoc. - wymusiłam sztuczny uśmiech.
- Drobnostka. Jak masz na imię ślicznotko? - uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Jestem Emily, a ty?
- Justin, miło mi. - puścił do mnie oczko, przez co, jak podejrzewam, zarumieniłam się. - A więc Emily, co robisz w tak niebezpiecznym miejscu jak to zupełnie sama? - podniósł jedną brew z zaciekawienia. Z pozoru wydawał się sympatyczny, ale pozory często mylą, dlatego lepiej zachowam ostrożność.
- Właściwie to sama nie wiem. Po prostu szukałam jakiegoś miejsca, w którym będę mogła pobyć sam na sam ze swoimi myślami no i tak dotarłam tutaj. - zakańczając swoją wypowiedź, wzruszyłam ramionami.
- Chodź, odprowadzę cię do domu. - chwycił mnie za rękę i objął ramieniem w talii tak, że nasze ciała się stykały i mogłam poczuć jego nieziemskie perfumy. Zapewne zapytacie, czy bałam się z nim iść. Nie, w końcu mnie uratował, więc chyba nie ma złych zamiarów?
- To tutaj. - po chwili drogi wskazałam na mój dom.
- Uważaj na siebie bo następnym razem możesz nie mieć już takiego szczęścia, skarbie. - po raz kolejny puścił do mnie oczko i już chciał odchodzić, ale zatrzymał go mój głos.
- Jeszcze raz dziękuje, mogę ci się jakoś odwdzięczyć? - spojrzałam chłopakowi prosto w oczy i przygryzłam dolną wargę.
- Właściwie to tak. - uśmiechnął się łobuzersko, a ja zastanawiałam się, co on wymyśli. - Dasz mi swój numer telefonu? To wystarczy, shawty. - zapytał na jednym tchu i uśmiechnął się szeroko, tym samym ukazując szereg swoich białych ząbków.
- Jasne, Mogę twój telefon? - wyciągnęłam rękę w kierunku komórki chłopaka, a ten podał mi ją i zapisałam tam swój numer.
- To do zobaczenia. - musnął mój policzek, a ja ostatni raz zaciągnęłam się jego zapachem i odszedł.
***
Leżałam pod ciepłym kocem na miękkich poduszkach z kubkiem kakao w ręce i rozmyślałam nad dzisiejszym dniem. Najpierw Matt, potem ten obleśny koleś no i na koniec Justin. Właśnie, Justin... Ciekawe, czy jeszcze kiedyś się spotkamy. Nie ukrywam tego, że bardzo bym chciała. Jestem jego dłużniczką. Nagle poczułam jak telefon w kieszeni moich spodni zaczyna wibrować, co oznaczało, że dostałam wiadomość. Wyciągnęłam go i na ekranie wyświetlił się sms od nieznanego numeru. ''Muszę się upewnić, czy nie dałaś mi złego numeru :) Dobranoc myszko, śpij dobrze ;* Justin xx '' Uśmiech sam wkradł się na moje usta. Postanowiłam odpisać. ''Jakbym mogła dać komuś, kto mnie uratował zły numer? ;) Dobranoc :* Emily xx '' po tym udałam się do krainy snów.
MATT.
Umówiłem się dzisiaj na spotkanie z Emi. Od rana strasznie się stresuję. Czuję do niej coś więcej niż przyjaciel do swojej przyjaciółki. Ja ją chyba...pokochałem? Sam już nie wiem, ale po wczorajszym pocałunku pragnę być przy niej cały czas. Tęsknię za nią. Za jej miękkimi włosami, pięknym zapachem, dużymi, hipnotyzującymi tęczówkami i cudownym charakterem. Chciałbym, żeby była moją dziewczyną. Zrobię wszystko, żeby tylko była szczęśliwa. Emi jest moim ideałem. 

***
Po naszym kolejnym pocałunku jestem niemalże pewien, że na prawdę ją kocham. Nigdy jeszcze do żadnej dziewczyny nie czułem tego, co do Emily. Ona tak nagle odbiegła, kiedy wyznałem jej miłość. W sumie nie dziwię jej się. Wiem, że musi to wszystko przemyśleć. Nawet jeśli nie zostanie moją dziewczyną, to nie poddam się, będę o nią walczyć do końca. Kocham ją, a to jest najważniejsze. Tak wiem, powtarzam się. Przez tą dziewczynę zaczynam wariować. To się wydaje niemożliwe, co taka drobniutka czternastolatka ze mną robi...
JUSTIN.
- Siema. - rzuciłem na przywitanie i uścisnąłem się 'po męsku' z każdym kumplem. - Co jest? - zapytałem wkładając dłonie do kieszeni swoich dresów.

- Nowy towar, Bieber. - Chaz rzucił w moją stronę woreczek z narkotykiem, a ja sprawnie go złapałem z uśmiechem na ustach. Wysypałem całą zawartośćna swoją dłoń i wciągnąłem powoli nosem, delektując się tym przyjemnym dla mnie smakiem. Czułem, jak narkotyk drażni moje nozdrza. Moje wszystkie mięśnie natychmiast się rozluźniły i poczułem się całkowicie zrelaksowany. Ryan podał mi puszkę z piwem, której nie wziąłem. Nie chciałem przesadzać, ale papierosa nie odmówiłem. Odpaliłem jego koniec i zaciągnąłem się, po chwili wypuszczając dym, który tworzył kółka w powietrzu.
- Patrz tą laskę. - wskazał palcem Chris na dziewczynę idącą w oddali. Wygląda bardzo młodo.
- Niezła dupa. - powiedział przez śmiech Chaz.
-  Tsa. - mruknąłem i wyrzuciłem niedopałek na ziemię.
- Co jest, Bieber? Czyżbyś zmienił orientację?- prychnął Chris.
- Nie. - odpowiedziałem bez emocji i splunąłem na ziemię. - Po prostu nie mam ochoty dzisiaj na seks. - wzruszyłem ramionami i z przymróżonymi oczami przyglądałem się nastolatce. Nagle dostrzegłem, że zaczepił ją jakiś mężczyzna. Przycisnął jej drobne ciałko do muru i... zaczął się do niej dobierać. Nawet tutaj słychać było jej stłumione krzyki.
- Kurwa, chłopaki, może jej pomożemy?
- Nie dzięki, nie bawię się w takie rzeczy. - odpowiedział Chris, upijając łyk piwa z metalowej puszki, a chłopacy mu zawtórowali. Ja tylko machnąłem ręką i poszedłem w jej kierunku. Za sobą słyszałem jeszcze głos Chaza.
- Bieber, książę na białym koniu idzie uratować księżniczkę. - i śmiech pozostałych chłopaków. Kiwnąłem tylko głową na 'nie' i przyspieszyłem kroku. Ona była taka bezbronna. Jak ten skurwiel mógł sprawiać jej tyle bólu?
- Zostaw ją w spokoju albo pożałujesz. - powiedziałem z zaciśniętą szczęką i zębami do faceta niewiele starszego ode mnie.
- Bo co mi zrobisz gówniarzu? - puścił ciało nastolatki i prychnął mi prosto w twarz. Nie odpowiedziałem. Wymierzyłem kilka ciosów i sobie poszedł. Niestety ja również dostałem w nos i zaczęła sączyć się z niego bordowa ciecz. Otarłem ją ręką i podszedłem bliżej wystraszonej ślicznotki.
***
Po skończonej kąpieli, opadłem zmęczony na swoje łóżko. Postanowiłem napisać przed snem sms'a do Emi. Ciekawe, czy dała mi prawdziwy numer? Nie mogę przestać myśleć o tej dziewczynie. Ma w sobie coś takiego, co mnie przyciąga. Zamierzam poznać ją bliżej...
~*~*~*~*~
Czeeeść <3  I jak Wam się podoba dwójeczka? :) Troszku zaczyna się już dziać no i jest pierwsze spotkanie Justina z Emily :) Rozdział jest nieco dłuższy od poprzedniego, to chyba dobrze, co? ;p Pytanka? To tu :
Ask.
Do następnego! ;* Kocham Was <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ


niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 1.

BRADLEY.
W pośpiechu chwyciłem do ręki kluczyki od mojego Lamborghini i wsiadłem do niego. Nie zwracałem już nawet uwagi na to, czy zamknąłem drzwi od domu, czy też nie. Wyjechałem z mojego podjazdu z piskiem opon. Jechałem bardzo szybko, po drodze łamiąc wszystkie możliwe przepisy i co chwilę dociskałem pedał gazu. Byłem strasznie zdenerwowany. Bałem się. Od środka rozrywał mnie strach o moje słoneczko. Zanim się spostrzegłem, stałem na parkingu pod komisariatem. Wysiadłem z auta i szybkim krokiem wszedłem do dużego budynku. Moim oczom ukazała się drobniutka postać siedząca przy policjantach na krzesełku. Była roztrzęsiona i przerażona.
- Emily, kochanie. - powiedziałem cicho i przytuliłem ją do ciebie.
- Tato, zabierz mnie stąd. - wychlipała do mojego ucha.
- Oczywiście skarbie, już stąd jedziemy. - pogładziłem nastolatkę delikatnie po plecach i odrzuciłem jej długie włosy do tyłu tak, żeby odsłaniały jej buźkę. - Kochanie, gdzie ty tak właściwie  byłaś? Wiesz jak się o ciebie martwiłem? - spojrzałem jej prosto w oczy i czekałem na odpowiedź.
- Przepraszam tato. Szłam na spacer, kiedy nagle ktoś mnie napadł. Wtedy zaczęłam krzyczeć i jakiś chłopak mi pomógł, ale nawet nie zdąrzyłam mu podziękować bo poszedł sobie. - Emi wzruszyła ramionkami i trochę posmutniała.
- To, że mu nie podziękowałaś nie jest w tym momencie najważniejsze. Pojedziemy do domu i tam będziesz bezpieczna, skarbie. Kocham cię. - pocałowałem moją córkę w czółko. Pomimo tego, że nie ma już pięciu lat, to i tak zawsze będzie moją małą, kochaną córeczką. Kurewsko mocno ją kocham. Po śmierci jej matki to właśnie ona została jedyną, najbliższą osobą. Nie pogodziłbym się z tym, gdyby cokolwiek jej się stało. Nie przeżyłbym tego. - Chodź kotku. - objąłem ją ramieniem i skierowaliśmy się do wyjścia, ale zatrzymał nas głos jednego z policjantów.
- Niech pan lepiej pilnuje swojej córki. Jeśli taka sytuacja się powtórzy, będziemy zmuszeni zgłosić to do opieki społecznej. - nie zareagowałem. Po prostu wyszliśmy z tamtąd i wsiedliśmy do mojego auta. Nikt nie odbierze mi Emily. Akurat dzisiaj musiałem zostać dłużej w pracy i nie mogłem z nią być. Ten jeden, jedyny cholerny raz.
- Tato, jeszcze raz przepraszam. - niezręczną ciszę, jaka panowała w samochodzie przerwał cichy głosik mojej córki.
- Nie musisz przepraszać. Tylko bądź trochę bardziej ostrożna. Wiesz, że nie przeżyłbym, gdyby coś ci się stało? - spojrzałem na nastolatkę, ale po chwili spowrotem przeniosłem wzrok na jezdnię.
EMILY.
Leżałam na miękkim łóżku, włuchana w słowa muzyki, która rozbrzmiewała w słuchawkach na moich uszach i jak zawsze przenosiłam się do mojego świata, idealnego świata marzeń. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi, a w progu stanął mój tata.
- Myszko, nie znikaj tak więcej, dobrze? Sama wiesz, że mieszkamy w niebezpiecznej okolicy i nie powinnaś sama chodzić tutaj o tak późnej porze. - kiedy skończył swój monolog, podeszłam do niego, przytuliłam i wyszeptałam prosto do ucha :
- Przeeeeepraaaszam. Kocham cię. - powiedziałam słodkim głosikiem, na co cicho zachichotał. Wiem, że tata nie ma ze mną łatwo i brakuje mu mojej mamy. Mi też jej brakuje. Nawet nie mogłam jej poznać. Była taka młoda, kiedy umarła. Miała jeszcze całe życie przed sobą. Czasami obwiniam się o jej śmierć, ale tak widocznie miało być. Przez zmęczenie po dzisiejszym dniu, nawet nie mam już sił na rozmyślenia i Morfeusz po chwili zabrał mnie do krainy snów.
***
W końcu w sali rozbrzmiał dzwonek i wszyscy szybko opuścili swoje miejsca. Ja powolnym krokiem udałam się do wyjścia. Postanowiłam, że wrócę do domu przez park. Wgapiona w swoje niebieskie trampeczki i pogrążona w myślach, podążałam przed siebie. Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię. Odruchowo obróciłam się.
- Hej Emi. - powiedział na powitanie z promiennym uśmiechem Matthew. Znamy się z Mattem już dosyć długo. Chodzi do starszej klasy. Bardzo go lubię. Jest jedną z niewielu osób, którym ufam i mówię prawie o wszystkim.
- Hej. - mruknęłam i wtuliłam się w umięśniony tors chłopaka.
- Gdzie idziesz tym razem? - uśmiechnął się przyjaźnie, co odwzajemniłam.
- Do domu, może pójdziesz ze mną? - zaproponowałam i zarumieniłam się lekko.
- Jasne. - odparł. - Iiii, słodko wyglądasz jak się rumienisz. - wyszeptał tuż przy moim uchu, a przez całe moje ciało przeszły przyjemne fale.
***
Przesiedziałam razem z Mattem kilka godzin, co mojemu tacie nie podobało się za bardzo. Nie wiem dlaczego, ale nie lubi, kiedy przychodzą do mnie jacykolwiek chłopacy, ale Matt jest inny od reszty. Jest słodki, romantyczny, troskliwy, opiekuńczy i czuły. Taki chłopak to skarb, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi, nic więcej. Zbliżała się już 21, więc Matt powoli zbierał się do wyjścia. W przedpokoju, ni stąd, ni z owąd przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta, po czym odszedł. Stałam tam jak wryta i nie wierzyłam w to, co wydarzyło się między nami kilka sekund temu. Mój tata, przechodząc obok mnie zdziwił się lekko.
- Emily. czy między tobą a Mattem coś jest? Łączy was coś więcej niż przyjaźń? - nie wiem skąd w nim tyle bezpośredniości. Mniejsza z tym.
- Ja właściwie sama tego nie wiem, tato. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. W mojej głowie panował mętlik. Nie wiem, czy ja coś czuję do Matta? Czy to aby na pewno tylko przyjaźń?  Dlaczego on mnie pocałował? Zazwyczaj dawaliśmy sobie tylko buziaki w policzek, ale jeszcze nigdy nie doszło do takiego prawdziwego pocałunku.
***
Rano obudziłam się przez promienie słoneczne, wpadające do mojego pokoju przez okna. Przetarłam ręką zaspane oczy i wstałam powoli z łóżka. Zegarek wskazywał już godzinę jedenastą.  Na szczęście jest weekend. Odblokowałam palcem swój telefon, a na ekranie pojawiła się jedna, nieodczytana wiadomość. " Emi, przepraszam Cię za wczoraj. Poniosło mnie trochę i wiem, że nie powinienem tego robić, ale w końcu zakazany owoc smakuje najlepiej :) Mam nadzieję, że Twoje dobre serduszko mi wybaczy :( Matt xx" Śmiałam się, jak jakaś idiotka do ekranu. Trwało to chwilę zanim się otrząsnęłam. On jest taki uroczy.
JUSTIN.
- Halo? - powiedziałem zaspanym głosem i przetarłem ręką oczy.

- Siema stary, przyjdź zaraz do parku. - usłyszałem głos kumpla w telefonie.
- Okej. - nie czekając na odpowiedź rozłączyłem się i powoli zwlokłem się z łóżka. Podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem szare, opuszczone w kroku dresy, biały, dopasowany t-shirt, bokserki i skarpetki, po czym udałem się do łazienki. Zabrałem szybki prysznic, ubrałem się we wcześniej przygotowane rzeczy, ustawiłem swoją grzywkę idealnie ku górze i byłem gotowy do wyjścia. W przedpokoju wsunąłem stopy w buty i opuściłem swój dom. Powolnym krokiem przemierzałem ulice swojego małego miasta. Mijałem po drodze różnych ludzi. Zakochane, szczęśliwe pary, matki biegające za swoimi małymi pociechami i chłopaków, takich jak ja, włóczących się bez celu, takie marginesy społeczne. Przekroczyłem wielką bramę wejściową do parku i rozglądałem się za moimi kumplami. Po chwili dostrzegłem w oddali ich sylwetki i z uśmiechem na ustach ruszyłem w ich kierunku. Zapewne zastanawiacie się dlaczego z uśmiechem? Otóż dlatego, że wiedziałem, iż moi koledzy tak na marne by mnie tu nie zawołali. Na pewno mają nowy towar. Tak, lubię czasami wziąć, odciąć się od szarej rzeczywistości i wyluzować. Popadam wtedy w taki błogi stan, mam na wszystko wyjebane i jest mi z tym w chuj dobrze. Nie jestem grzecznym chłopczykiem, jak większość twierdzi. Oj nie...
*~*~*~*~*~*
Heej kochani <3 No to jest pierwszy rozdział ;) Niezbyt ciekawy i trochę krótki, ale tak jakoś weny brak ;/ Dziękuje za wszystkie komentarze <3 Kocham Was. Jakieś pytanka? To tu :
Ask.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ


wtorek, 24 czerwca 2014

Bohaterowie.

~Justin Bieber - Pełne, malinowe usta. Brązowe, jak fabryka czekolady tęczówki szatyna, w których można zatonąć. Nienaganna fryzura, grzywka zaczesana ku górze. Widoczne kości policzkowe, dodające chłopakowi urody. Liczne tatuaże zdobiącej umięśnione ręce Jusa. I ten jego wyrzeźbiony tors. Ideał? Z pozoru, tak. Ma swoje "dwie strony medalu". Raz jest opiekuńczy, troskliwy, kochany i czuły, ale po chwili może zmienić się diametralnie, nie do poznania. Ma kilku szczerych przyjaciół. Przynajmniej wydaje mu się, że są jego prawdziwymi przyjaciółmi. Justin "lubi" pakować się w kłopoty. Ma sporo pieniędzy i tylko nieliczni wiedzą, jak je zdobywa...






~ Emily Rose -  Ma czternaście lat. Wychowywała się tylko z ojcem, ponieważ jej mama zmarła podczas porodu. Żyje w swoim małym, idealnym świecie. Wierzy, że istnieje na ziemi jej "książę na białym koniu". Wierzy w miłość. Wierzy, że świat jest piękny, ale taki nie jest. Zarówno świat, jak i ludzie potrafią ranić, a Emily przekona się o tym na własnej skórze.




~ Austin Douglas - Jeden z "przyjaciół" Justina. Znają się bardzo długo. Jest typowym kobieciarzem. Przespał się z prawie wszystkimi dziewczynami w swojej szkole. Z wyjątkiem tej jednej... Za wszelką cenę będzie próbował ją przeleć, nawet gdyby musiał użyć siły.



~ Bradley Rose - samotny ojciec świetnie radzi sobie z wychowaniem swojej dojrzewającej córki, do pewnego czasu, kiedy ...

.




~


~ Matthew Prescot - Znajomi mówią na niego Matt. Jest przyjacielem Emily. Straszny z niego romantyk, ale potrafi też być "niegrzecznym chłopcem".





 W późniejszej części opowiadania pojawią się :

~ Jerry ( kuzyn Emily )
~ ciocia Kelly
~ Michael
~ Jasmine
~ Chris, Chaz, Rayan, Jason ( kumple Justina )
~ Ashley
~ Julia
*~*~*~*~*~*
Witam Was <3 Noo to mamy bohaterów :3 Niektóre z tych postaci na samym dole nie potrzebują opisu, ponieważ pojawią się w opowiadaniu na krótki czas i odegrają epizodyczną rolę, a niektórych opisy dodam później ;) Aaa teraz muszę Wam z całego serducha podziękować <3 Jesteście tak straasznie kochani <3 Dziękuje za wszystkie komentarze i wejścia na bloga <3 A w szczególności chciałabym podziękować tak cudownej osobie, jaką jest "Paula ;*" Dziękuje Ci kochanie tak strasznie mocno <3 Dziękuje,że zajrzałaś tutaj no i poleciłaś mojego bloga na swoim asku :) Kocham Was wszystkich i postaram się jak najszybciej dodać pierwszy rozdział ;) PS. Przepraszam za błędy, ale psuje mi się komputer i miałam ogromne trudności z dodaniem tych bohaterów... Ugh :( Jeszcze raz przepraszam <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

wtorek, 17 czerwca 2014

Prolog.

Siedziałem na korytarzu cały roztrzęsiony, z flustracją pociągając za końcówki swoich włosów. Do moich uszu już od kilku godzin dochodziły przeraźliwe krzyki. Myślałem, że tam oszaleję. Po chwili z sali porodowej wyszedł lekarz z poważnym wyrazem twarzy. Szybko zerwałem się z krzesła, na którym dotychczas siedziałem i podbiegłem do niego.
- Gratuluję, ma pan córeczkę. - to pierwsze słowa, które wypłynęły z ust mężczyzny w śrdenim wieku. Moje serce przyśpieszyło, radowałem się jak nigdy dotąd. - Ale mam też złe wieści... - moją radość przerwało kolejne zdanie lekarza. O co chodziło? Coś jest dziecku? Urodziło się chore?
- Przykro mi, ale straciliśmy ją. Matka dziecka nie przeżyła, zmarła podczas porodu. Jeszcze raz, bardzo mi przykro. - powiedział powoli, wyraźnie, tak, żeby każde z tych słów do mnie dotarło i odszedł. Przyglądałem się, jak sylwetka mężczyzny znika w oddali i nie mogłem dopuścić do siebie tej myśli, że Ona już nie żyje. Nie mogłem pogodzić się z tym, że nie już nigdy jej nie przytulę, nie poczuję jej pięknego zapachu, że nie powiem jej, jaka jest śliczna i nie spędzę z nią reszty swojego życia. Mój świat właśnie legł w gruzach. Nie wiedziałem, czy mam cieszyć się z powodu narodzin dziecka, czy może płakać bo straciłem miłość mojego życia? Ona na pewno chciałaby, żebym wziął się w garść i zaopiekował naszą malutką kruszynką...
~*~*~*~*
Witam, cześć i czołem :) No to moja przygoda z tym blogiem właśnie się zaczęła... Cieszę się jak dziecko <3  Hmm... prolog za dużo nie zdradza, ale już niedługo będzie wszystko jaśniejsze :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ  Dla ciebie to chwila, a dla mnie znaczy bardzo dużo...