sobota, 23 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 4.

EMILY.
- Justin? - bardziej zapytałam.
- Hym? - mruknął szatyn i podniósł na mnie swój wzrok.
- Pójdziesz ze mną do Matta? No wiesz, muszę upewnić się, że na pewno nie zrobił nic głupiego, bo nie był w zbyt dobrym stanie. - tak, martwię się o tego idiotę. Jest moim przyjacielem, to chyba normalne, że przyjaciel to równocześnie bardzo ważna osoba w moim życiu. Tak bardzo chciałabym z kimś porozmawiać o tym wszystkim, ale nie mam z kim. Nie mam osoby, której mogłabym się zwierzyć. Moim jedynym przyjacielem jest Matt, ale chyba nie porozmawiam o nim, z nim samym. Jakaś przyjaciółka? Nie ma kogoś takiego. Zostawiła mnie, odwróciła się ode mnie, tak po prostu,ale to dłuższa historia i nie mam ochoty na razie jej opowiadać. 

- Jasne, kicia. - odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie Justin, puścił mi oczko i udaliśmy się do wyjścia. W przedpokoju wsunęłam nogi w trampki, a na ramiona narzuciłam lekką kurtkę. W pośpiechu napisałam na małej karteczce wiadomość do taty, tak w razie czego, żeby się nie martwił. ''Tato, nie przejmuj się, wychodzę do Matta, wrócę wieczorem. Buziaki. Emily xx''
- To idziemy? zapytał brązowooki, na co przytaknęłam poprzez skinienie głowy. Zakluczyłam drzwi od mieszkania i wrzuciłam klucze do kieszeni, po czym Jus splątał nasze palce razem i ruszyliśmy przed siebie. Zdziwił mnie jego gest, ale nie mówię, że mi się nie podobał. Od jego skóry biło przyjemne ciepło. Czułam jego bliskość, to, że jest przy mnie i mnie wspiera, tu i teraz, kiedy tego potrzebuję. 

- Justin? - odważyłam się przerwać ciszę panującą między nami.
- O co chodzi, słonko?
- Skąd znasz Matta? - powiedziałam na jednym tchu i przygryzłam wnętrze policzka. Szczerze mówiąc to trochę bałam się usłyszeć odpowiedź. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać.
- Kumpel ze szkoły. - wzruszył ramionami i wbił wzrok w chodnik.
- Nie przypominam sobie, żebyś chodził do mojej szkoły. - uśmiechnęłam się blado.
- A może dlatego, że ty jesteś dopiero w drugiej klasie, a ja już dawno skończyłem szkołe, hym? - pogładził kciukiem wierzch mojej dłoni, a ja w myślach skarciłam się za moje głupie pytania. No tak, przecież on ma dwadzieścia lat.
***
- Poczekaj tutaj, bo na pewno nie ucieszyłby go twój widok. - mruknęłam, na co Justin przytaknął i przekroczyłam furtkę, a po chwili dotarłam do drzwi. Zapukałam lekko, ale tak, jak myślałam, nikt nie otworzył,  więc postanowiłam wejść do środka. Na parterze było pusto. Weszłam na piętro, do pokoju Matta. Nie zastałam go tam, ale w łazience paliło się światło. Oznaczało to tylko jedno-ktoś musi tam być. Nie wierzę w to, co robię, ale nacisnęłam lekko klamkę od drzwi i powoli weszłam do pomieszczenia. Matt zwinięty w kłebek wpatrywał się tempo w jeden punkt na ścianie. Nie zareagował na moją obecność. Obok niego stała na kafelkowej podłodze pusta butelka po whisky. Jest pijany, to na pewno. Nie mogę przewidzieć, jak się będzie dalej zachowywał...
- Matt... - zaczęłam powoli. - Wiem, że jesteś zły, ale możemy porozmawiać? - nie odpowiedział. W łazience panowała niezręczna cisza, którą przerywały nasze oddechy. Podeszłam bliżej i ukucnęłam na ziemi obok niego. To był mój największy błąd, jaki mogłam popełnić. Chłopak chwycił za moje nadgarstki i spojrzał mi prosto w oczy. Jego tęczówki były nienaturalnie ciemne, a źrenice powiększone. Moje serce stanęło na chwilę, a zaraz potem zaczęło bić ze zdwojonym tempem.
- Co ty wyprawisz?! To boli, puść mnie ! - próbowałam się wyszarpać, ale był silniejszy.
- Ma boleć szmato ! Masz zobaczyć, jak to bolało, kiedy widziałem cię z Bieberem! - nie wierzę. On nazwał mnie szmatą...
- Matt, no błagam, uspokój się! - chłopak coraz mocniej zaciskał swoje silne dłonie na moich nadgarstkach, a one strasznie piekły. Z moich oczu powoli zaczęły wypływać łzy, które gromadziły się litrami, od kiedy tu przyszłam. - Co mam zrobić, żebyś mnie wypuścił? - byłam zdesperowana. Musiałam o to zapytać. Niebieskooki popchnął moje ciało tak, że zderzyłam się z podłogą, a on usiadł na mnie okrakiem.
- Przynieś mi działkę. Jedną, cholern działkę, suko!
- Nie zrobię tego Matt. Narkotyki nie są rozwiązaniem na problemy. - starałam się, żeby mój głos był w miarę stanowczy, ale słabo to wychodziło.
- Masz robić to, co ci każę! - mówiąc to uniósł rękę, a już po chwili zderzyła się ona z moim policzkiem. Przymknęłam powieki, a gdy je podniosłam zobaczyłam rozwścieczony wzrok mojego ''przyjaciela''. To zabolało, bardzo. Nie tyle fizycznie, co psychicznie. Nagle Matt zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyji i błądził rękoma po mojej nagiej skórze pod koszulką, przez co pisnęłam. Nie chciałam tego. Krzyczałam, płakałam, błagałam, ale to nic nie dawało. Matt stawał się coraz bardziej agresywny. Nie poznawałam go. Jak to możliwe, że z troskliwego, kochanego i opiekuńczego chłopaka przemienił się w potwora, który chce mnie zgwałcić? A jeszcze kilka godzin temu wyznawał mi miłość, mówił, jak bardzo mnie kocha i jak ważna dla niego jestem. W myślach tylko modliłam się, żeby ta męczarnia się już skończyła. Tym razem blondyn zerwał ze mnie bluzkę, a jego głodny wzrok ''pożerał'' moje piersi osłonięte jedynie koronkowym stanikiem.
- Matt, proszę cię, nie rób tego! Będziesz tego żałował do końca życia! A tak jeszcze wszystko możemy naprawić, razem... - nie posłuchał mnie.Wsunął rękę pod moje plecy i zwinnym ruchem pozbył mnie stanika. To już koniec. Teraz na pewno nikt go nie powstrzyma. To nie tak chciałam przeżyć swój pierwszy raz.. Na pewno nie przez gwałt własnego przyjaciela.- Ty jesteś potworem! Całkiem niedawno wyznawałeś mi miłość, a teraz co?! Bijesz mnie, wyzywasz, poniżasz no i próbujesz zgwałcić, kurwa! Jesteś pojebanym chujem! Nienawidzę cię! - i tak nie mam już nic do stracenia, bo co mi zrobi? Zabije mnie? Nie sądzę, a najwyżej.. Ale te słowa chyba coś dały... On wstał, podniósł mnie do pozycji siedzącej, spojrzał mi w oczy i pocałował w czoło. Taka nagła odmiana? Powrócił normalny kolor jego oczu i rozmiar źrenic.
- Na prawdę tak o mnie myślisz? Jestem dla ciebie potworem? - w międzyczasie, kiedy to mówił, ubrałam swój stanik i rozerwaną bluzkę.
- A nie? - prychnęłam z ronią i kpiną. - Kurwa, ty jesteś na prawdę pojebany! - wyrzuciłam ręce w powietrze. On chyba jest nienormalny. Może myśli, że rzucę mu się w ramiona, powiem, że go kocham i podziękuję za to, że mnie nie zgwałcił łaskawie? No chyba się myli...- Matt, ty mi się dziwisz? Ja się ciebie boję. - po moich policzkach znowu poleciały łzy i pociągnęłam nosem. Myślałam, że za chwilę znowu dostanie jakiegoś napadu szału i mnie pobije, ale na szczęście tak się nie stało.
- Kicia, przepraszam. Ja nie chcę żebyś się mnie bała. Kocham cię. - spóścił głowę w dół. Widać było, że wstydzi się tego, co zrobił, ale czasu nie cofnie.
- Doprawdy? Już nie szmata i suka tylko kicia? - prychnęłam. - Bijesz osobę, którą kochasz? Wyżywasz się na niej? Tak według ciebie powinna wyglądać miłość? - założyłam ręcę na piersi i próbowałam bardziej zakryć nagie ciało rozerwaną bluzką.
- Przecież wiesz, że nic bym ci nie zrobił.
- No właśnie tego nie jestem pewna, Matt. - pokiwałam ze smutkiem głową.
- To wszystko przez narkotyki. Te jebane narkotyki, które niszczą całe życie. - przetarł twarz dłońmi i ukucnął obok mnie.
- Właśnie, narkotyki. Dopóki nie przestaniesz ćpać, nie chcę cię znać. Zrywam z tobą wszelkie kontakty. Nie potrzebuję takiego przyjaciela, który sprawia, że cierpię. - mówiłam to ze łzami w oczach. Tylko się powstrzymywałam, żeby nie wybuchnąć płaczem. Chciałam mu pokazać, że jestem silna, pomimo tego, iż tak na prawdę nie jestem. Jestem słaba jak mała dziewczynka, która zgubiła rodziców.
- Emi, nie możesz mnie tak zostawić, bez ciebie sobie nie poradzę i wrócę do ćpania.
- Ale ja bez ciebie poradzę sobie świetnie! Powoli wstałam z podłogi i przy chwili nieuwagi blondyna, jak najszybciej wybiegłam z jego domu, po czym wpadłam w ramiona zdezorientowanego Justina.
- Ej, słońce, co się stało? - spytał szatyn z troską w głosie.
- Nic, po prostu chodźmy już stąd. - pociągnęłam nosem i mocniej wtuliłam się w tors chłopaka.
- Ten skurwiel coś ci zrobił, tak? - uniósł lekko moją brodę tak, żebym spojrzała mu prosto w oczy. Ja spóściłam wzrok i wbiłam go w swoje buty. - Nie daruję mu tego. - wycedził przez zęby i z zaciśniętymi pięściami ruszył wstrpnę wejścia do domu Matta. Energicznie pchnął drzwi, które pod wpływem jego siły otworzyły się i wparował do domu mojego "przyjaciela". A ja? Cóż, stałam tam pogrążona w myślach i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że Justin może Matta nawet zabić...Czym prędzej pobiegłam Za szatynem. To, co zobaczyłam było  straszne Matt leżał na ziemi, a Justin zadawał mu coraz mocniejsze ciosy.
- Proszę, zostaw go. - położyłam dłoń na ramieniu brązowookiego i odciągnęłam go od krwawiącego blondyna.
JUSTIN.
Czekałem ze zniecierpliwieniem aż wróci Emily, ale nie mogłem się tego doczekać. W końcu, kiedy ją zobaczyłem, aż poczułem lekkie ukłucie w okolicach miejsca, w którym powinno być serce. Ona wyglądała tak bezbronnie. Wtuliła się we mnie swoim drobnym ciałkiem. Była cała zapłakana, a ja nie mogłem patrzeć na jej łzy. Wiedziałem, że płacze przez tego chuja. Nie daruję mu tego. Wbiegłem czym prędzej do domu Matta, odnalazłem go wzrokiem i rzuciłem się na niego. Zacząłem okładać go pięściami, gdzie popadło. Złość wzięła nade mną kontrolę. Nie wiem dlaczego aż tak zareagowałem na to, że skrzywdził Emi. Przecież ta dziewczyna jest mi prawie obcą osobą, a jednak poczułem chęć zemsty na tym idiocie, chęć wyrównania rachunków...
***
Gdyby Emily mnie nie powstrzymała, już dawno rozszarpałbym tego  gnojka na strzępy. Co się ze mną dzieje? Od kiedy obchodzą mnie losy jakiejś laski? Kurwa, ja chyba wariuję...
*~*~*~*
Kochani, na wstępie Was tak ogromnieee PRZEPRASZAM. Wiem, że strasznie długo nie dodawałam rozdziału, ale są tego powody. Jak wiecie, mamy jeszcze wakacje, jest mało czasu, żeby siedzieć i zamulać przed komputerem... Mam nadzieję, że mi wybaczycie te niekompetencję z mojej strony i skomentujecie post :) Kocham Was, do następnego ! ;*